niedziela, 22 lutego 2009

pokusy

l'etagere, nicolas de stael.

kucharka doktorowej poslala cechne po maslo.

- niech panienka skoczy, moja zlociutka, bo ja jestem nie ubrana! - cechna skoczyla po maslo i kucharka w dowod wdziecznosci poczestowala ja dopiero co wyjetym z pieca plackiem ze sliwkami. byl to tylko brzezek, bo kucharka nie mogla kroic placka przed podaniem go na stol. ale i ten brzezek byl tak smaczny, ze nic podobnego w zyciu cechna nie jadla. to bylo lepsze niz ciastka z cukierni, rozplywalo sie po prostu w ustach. dziewczynki przychodzily teraz na lekcje w rozmaitych porach dnia i jesli przyszly przed obiadem, czekaly w kuchni, siedzac na wysokim kufrze kucharki.

coz to za potrawy byly na obiad! jakies mozdzki zapiekane w muszelkach, jakies zupy zakrapiane bulionem, parmezanem, jakies ryby z rodzynkami, z sosem takim i owakim. cechna opowiadala zawsze matce w domu, co bylo na obiad, a matka wzdychala: - jak to, nie pamietasz, cechna, jak nieboszczyk zyl, zrobilam raz na obiad kotleciki z mozdzkiem - wprawdzie nie w muszelkach, ale zawsze byl to mozdzek, nic innego. ale ani cechna, ani amelcia nie pamietaly juz kotlecikow z mozdzku. byly ciagle glodne.

pewnego razu, gdy kucharka sprzatala ze stolu dania miesne i poszla do jadalni z deserem, cechna podskoczyla do kredensu, gdzie staly talerze i palcem zebrala sos, i oblizala palec. janka, siedzac na kufrze, wzdrygnela sie. - co ty robisz, cechna! pfuj, wylizywac cudze talerze!

- dobrze ci mowic, ale ja jestem taka glodna.

to byl wstep, teraz cechna wypatrywala sposobnej chwili, kiedy panstwo przechodzili do gabinetu, a lepsze potrawy odstawiala pani na kredens pokojowy. cechna, niewolana, wchodzila do pokoju, dopadala i sciagala - tak, sciagala, kradla smaczne kaski. nim rozlegl sie dzwonek z gabinetu i pani wydala rozkaz kucharce, aby dziewczynki przeszly do stolowego na lekcje, cechna zdazyla juz cos zjesc. tylko za pierwszym i drugim razem doznala uczucia wstydu, z udreczeniem spogladala na pania, ktora tak oszukiwala. potem smiala sie z tych wyrzutow sumienia. wszystkie jej mysli byly zaprzatniete tym, aby jak najwiecej pochwycic z polmiskow. nikt nic nie widzial, chociaz matka powtarzala codzien, iz wszedzie patrzy na ludzi oko boga. czasem cechna doswiadczala uczucia, iz lezy na niej nieruchome, niewidzialne spojrzenie. wzdrygala sie! krople sosu padaly na blyszczaca powierzchnie kredensu. wycierala je pospiesznie reka. nikt nic nie widzial! ale pewnego dnia ujrzala pania pochylona nad kredensem i bacznie przygladajaca sie potrawom. zmartwiala. czekala ja kara, o jakiej nie pomyslala: pani po lekcji kazala kucharce podac dziewczynkom herbate i kromke chleba z maslem. cechna poczula wtedy taki wstyd i takie uczucie wdziecznosci dla pani!

zrodlo: gojawiczynska, p.: dziewczeta z nowolipek; wyd. proszynski i s-ka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz